Obecnie chory z nieskomplikowanym zawałem wraca po tygodniu do domu i jeśli ma udrożnione naczynie, może normalnie funkcjonować. System opiera się na działającej przez całą dobę opiece specjalistycznej.
Chory ma jak najszybciej trafić do ośrodka kardiologii inwazyjnej, gdzie przechodzi zabieg z wykorzystaniem cewnika naczyniowego. Lekarze udrożniają za jego pomocą zamknięte z powodu miażdżycy naczynia, wprowadzają też stenty, wzmacniające naczynia w miejscu zwężeń, czasem również uwalniające leki. Jak podkreśla dyrektor ds. medycznych Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, prof. Piotr Przybyłowski, wdrożenie tego modelu było jednym z ogromnych skoków cywilizacyjnych w polskiej medycynie.
Pierwszym etapem rewolucji w leczenia zawału była specjalna karetka kardiologiczna, dzięki której skrócił się czas reakcji lekarza – rozpoznanie i wstępne leczenie było stawiane już w domu chorego. Transport z domu do szpitala stał się bezpieczny, gdyż odbywał się w otoczeniu lekarza kardiologa i pielęgniarki. Jeśli dochodziło do zatrzymania krążenia w czasie transportu, aparat do defibrylacji przywracał prawidłowy rytm serca.
Drugim ważnym etapem było wprowadzenie do leczenia leków rozpuszczających zakrzepy, będące przyczyną zawału. Stosowano przede wszystkim streptokinazę, podawaną początkowo dożylnie, a później dowieńcowo. Skuteczność takiego leczenia wynosiła niestety 40-60 proc. i nie każdy chory mógł otrzymać streptokinazę, która była przeciwwskazana np. u chorych po operacjach, z nowotworami, z czynną chorobą wrzodową, czy nadciśnieniem tętniczym.
Kolejnym krokiem było udrażnianie naczyń mechanicznie, wykonując zabiegi balonikowania. W początkowym okresie taki zabieg trwał 3-4 godziny, dziś – 45 minut. Pracownie hemodynamiki wykonujące takie zabiegi, które wcześniej były czynne w tzw. godzinach pracy, dziś pełnią 24-godzinne dyżury.
To była inicjatywa prof. Stanisława Pasyka, który wcześniej wprowadził karetkę kardiologiczną – wspomina prof. Andrzej Lekston ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wcześniej Wojewódzkiego Ośrodka Kardiologii, gdzie wypracowano współczesny model leczenia zawału, który upowszechnił się w całej Polsce.
– Pozwoliło to uruchomić pierwsze w Polsce dyżury zawałowe, a bodajże drugie w Europie, po Tuluzie. To było ewenementem nie tylko na skalę kraju, ale i Europy. Lekarz i chory przestali być bezbronni wobec toczącego się procesu zawałowego. Nauczyliśmy się przywracać krążenie, ratując mięsień sercowy przed bezpowrotną martwic – podkreśla prof. Andrzej Lekston.
Red. (źródło: PAP)