Wraz z rozprzestrzenianiem się w ostatnim czasie na terenie Europy chorób, które nie pojawiał się do tej pory lub pojawiały się bardzo rzadko, jak np. odra, powraca kwestia konieczności stosowania szczepień ochronnych. Patogeny atakują szybko, ponieważ wzrasta liczba osób, które nie są przeciw nim uodpornione.
W sytuacji, gdy odsetek osób zaszczepionych, tzw. wyszczepialność, spadnie poniżej określonego poziomu, w zależności od choroby: 85-95 proc., przestaje działać tzw. ochrona populacyjna, w której ludzie wokół nie przenoszą patogenów. Tymczasem niektórzy rodzice nie chcą szczepić swoich dzieci, ponieważ obawiają się powikłań, jak np. autyzm.
Co, według ekspertów, sprzyja takim postawom?
1. Kiedy ludzie zaczynają szukać informacji na temat szczepionek w internecie, znajdują tylko rzeczy, które potwierdzają ich tezy. Bo świat internetu jest tak skonstruowany, że algorytmy Facebooka i Googla, podsuwają użytkownikom informacje podobne do tych, których już szukali. Dodatkowo zwykle chętniej uwierzmy w twierdzenia potwierdzające nasze przekonania – nikt przecież nie lubi się mylić. Naukowcy taką postawę nazywają „confirmation bias”.
– I tak powstaje iluzja, że jest dużo stron, potwierdzających to, co już czytałem – mówi dr Zioło-Pużuk.
2. Wiara w medyczną szkodliwość szczepionek nosi wszelkie znamiona pseudonauki – wynika z ustaleń poczynionych przez dr. hab. Marcina Napiórkowskiego. Zawsze pojawia się jakieś nieustalone w czasie wydarzenie, dotykające dziecka sąsiadki szwagra itd., które daje początek mitowi.
Inną kwestią są fałszywe korelacje. To, że coś wydarzyło się jedno po drugim nie oznacza, że jest między tymi zdarzeniami związek przyczynowo-skutkowy. Skoro w określonym czasie zaczęto używać pieluch jednorazowych, a w pokoleniu dzieci używających tych pieluch zaczęła rosnąć liczba diagnoz depresji, nie oznacza automatycznie, że pieluchy jednorazowe wywołują w późniejszym wieku depresję. Korelacja (współzależność) to nie koincydencja (przypadkowy zbieg wydarzeń).
3. Według dr Zioło postawa antyszczepionkowa jest atrakcyjna dla niektórych osób, ponieważ pozwala sprzeciwć się systemowi, opresyjnemu państwu, którego nakazy trzeba łamać.
– Pojawiają się stwierdzenia: „Państwo nie jest właścicielem mojego dziecka, nie może mi mówić, co ja mam z nim robić.” Osoby takie zapominają, że dziecko jest bytem samym w sobie, rodzic ma dbać o jego dobro i o to, żeby mu się nic nie stało. Tak więc ani państwo, ani rodzic nie są właścicielami dziecka – mówi dr Karolina Zioło-Pużuk z akcji „Zaszczep się wiedzą”.
4. Zawsze istnieje obawa, że dany specyfik może wywołać niepożądaną reakcję. W medycynie znane są przypadki uczulenia na tak podstawowe leki jak aspiryna czy paracetamol, ale nie oznacza to, że należy ich zakazać. Statystycznie są to bowiem przypadki incydentalne, tak jak wstrząs anafilaktyczny po kontakcie z serem żółtym (medycyna zna i takie przypadki).
W przypadku szczepień wiele osób nie dostrzega ich aspektu społecznego, tego, że dają one ochronę osobom, które szczepionek nie mogą zażywać lub z obniżoną odpornością, np. po terapii sterydami czy po przeszczepieniu organów.
– Zarówno jednostka, jak i ogół mogą być chronieni, jeśli będziemy myśleć racjonalnie i szczepić dzieci zgodnie z zalecaniami lekarzy – mówi drKarolina Zioło-Pużuk.
Red. (źródło: zdrowie.pap.pl)