Odporność na koronawirusa nie musi występować u osób, które przeszły Covid-19. Wciąż w tej sprawie są wątpliwości – twierdzą eksperci WHO. Oznacza to, że tzw. odporność populacyjna na SARS-CoV-2 może być mrzonką. Jedyną nadzieją byłoby wówczas opracowanie skutecznej szczepionki.
W walce z pandemią powiększanie się „odporności populacyjnej” w poszczególnych krajach i regionach ma kluczowe znaczenie. Im więcej osób będzie miało odporność na koronawirusa SARS-CoV-2, tym większe są szanse, że będzie ona wygasać.
Niestety, nie ma wciąż pewności czy osoby, które przeszły zakażenie, objawowo lub bezobjawowo, są odporne na kolejną infekcję. Oznaczałoby to, że nawet po kilku miesiącach mogą się zarazić po raz wtóry.
Niektóre zakażenia dają trwałą odporność na chorobę, nawet na całe życie. Tak jest w przypadku odry. Przeciwko grypie trzeba jednak szczepić się co roku z powody ciągłej mutacji wirusów, wywołujących tę chorobę. W przypadku SARS-CoV-2 jest wciąż wiele niewiadomych.
– Wydawałoby się, że możemy liczyć na ochronę przynajmniej przez pewien czas, ale w przypadku tego wirusa trudno to określić. Można jedynie bazować na zachowaniach innych koronawirusów – mówi Michael Ryan, dyrektor ds. nadzwyczajnych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
SARS, który wywołał epidemię w grudniu 2002 r. i zabił prawie 800 osób, na ogół dawał zakażonym osobom ochronę przed ponownym zakażeniem przez około trzy lata – twierdzi prof. Francois Ballaou, dyrektor Instytutu Genetyki University College Londyn.
Jednak w przypadku Covid-19 może to być krótszy okres. Wiadomo na razie, że potrzeba około trzech tygodni od zakażenia, żeby organizm wytworzył wystarczającą ilość przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2.
– Nawet jednak jeśli się tak stanie, odporność może się utrzymać zaledwie przez kilka miesięcy – ostrzega AFP immunolog z Marsylii prof. Eric Vivier.
W Chinach przeprowadzono eksperyment na rezusach. Wynika z niego, że małpy były odporne na ponowne zakażenie SARS-CoV-2. Jednak badania te prowadzono jedynie przez miesiąc, tymczasem potrzebny jest znacznie dłuższy czas obserwacji.
Prof. Ballaou zwraca uwagę, że koronawirus może wywoływać „chroniczną infekcję”, czyli taką, która nie znika, jest bezobjawowa i może się utrzymywać przez długi czas. Tak jest w przypadku zakażeń wywoływanych przez herpeswirusy. W takim przypadku testy na obecność tego patogenu mogą być fałszywie negatywne: sugerują, że nie ma zakażenia, podczas gdy wirus nadal ukrywa się w organizmie.
Obecność przeciwciał we krwi u osoby, która została zakażona lub chorowała na Covid-19, też o niczym nie świadczy.
– Nie ma pewności czy odpowiednio zareagują one, gdy dojdzie do ponowne kontaktu z koronawirusami – zwraca uwagę Maria Van Kerhove, ekspert WHO.
Dr Frederic Tangy z Instytutu Pasteura w Paryżu ostrzega, że wytworzone wcześniej przeciwciała w razie kolejnej infekcji mogą nawet pogorszyć przebieg choroby. Zaobserwowano bowiem, że poważniejsze objawy Covid-19 pojawiają się dopiero wtedy, gdy w organizmie chorego zostaną już wytworzone przeciwciała.
Jeśli nawet w organizmie powstają przeciwciała, to które z nich bardziej chronią przed ponowną infekcją? Wytworzone przez pacjentów, którzy ciężko przeszli chorobę i ledwo przeżyli, czy raczej przeciwciała tych, którzy mieli jedynie łagodne objawy lub nie mieli nich w ogóle?
Wątpliwości te sprawiają, że eksperci zaczynają powątpiewać w powstanie tzw. odporności populacyjnej, dzięki której epidemia zwykle wygasa. Ocenia się, że w przypadku koronawirusa odpornych na ten patogen powinno być co najmniej 60-70 proc. społeczeństwa, żeby powstała odpowiednia bariera dla rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2. Jeśli tak nie będzie, jedyną szansą na opanowanie pandemii byłoby opracowanie i masowe zastosowanie skutecznej szczepionki.
Red. (źródło: PAP)