Raport Fundacji Republikańskiej „Sieć szpitali – nowe rozwiązania i stare problemy” wskazuje, że przyczyną deficytu w polskich lecznicach jest niebilansowanie się przychodów i rozchodów placówki.
Szpitale więcej wydają na swoją działalność, niż są w stanie na niej zarobić. Największą rubryką w budżecie pozostają wynagrodzenia specjalistów, stanowiące zwykle ponad połowę wszystkich wydatków jednostki. Niemal drugie tyle dyrektor musi przeznaczyć na koszty usług zewnętrznych.
Do najważniejszych przyczyn, dla których szpitale popadają w zadłużenie, można zaliczyć:
- ogólnie zbyt niski poziom finansowania służby zdrowia,
- limity świadczeń,
- nierentowność i nierównomierność wyceny procedur medycznych.
Należy również podkreślić okoliczność, która będzie negatywnie oddziaływać na kształt całej polskiej służby zdrowia w najbliższych latach, czyli trudności w skompletowaniu kadry.
Polska przeznacza na ochronę zdrowia jedynie 4-5 proc. PKB. Tymczasem eksperci uważają, że dopiero wydatki na poziomie co najmniej 6 proc. zapewniają bilansowanie się systemu. Ze zbyt niskiego poziomu finansowania bierze się jedna z największych bolączek polskiej służby zdrowia, czyli kolejki do specjalistów.
Szpitale i przychodnie mogłyby przyjmować więcej pacjentów, ale nie pozwalają na to limity świadczeń. W konsekwencji zdarza się, że koszty utrzymania sprzętu diagnostycznego są wyższe niż generowane dzięki niemu przychody.
Innym problemem trapiącym szpitale publiczne jest wycena poszczególnych świadczeń medycznych. Za jedne NFZ płaci zbyt mało, ale są też dziedziny przeszacowane. W praktyce oznacza to, że niektóre świadczenia, jak np. pediatria, zawsze przynoszą szpitalowi stratę. Dyrektor musi więc liczyć na oddziały bardziej „dochodowe”, na przykład kardiologię, dzięki którym zbilansuje budżet.
Na rynku usług medycznych powstały placówki, głównie prywatne, specjalizujące się w wykonywaniu świadczeń mało skomplikowanych, ale dobrze wycenianych przez NFZ, np. operacji zaćmy. Drenują one pacjentów, a za nimi również pieniądze, ze szpitali publicznych. W efekcie do państwowych szpitali trafiają chorzy z powikłaniami lub z trudnymi przypadłościami, których leczenie kosztuje najwięcej.
Należy również podkreślić narastające trudności szpitali, zwłaszcza tych mniejszych, w kompletowaniu kadry. Polska już teraz ma najniższy w Europie odsetek lekarzy w przeliczeniu na 1000 mieszkańców – zaledwie 2,3. Podobnie źle wyglądają wskaźniki dotyczące pielęgniarek i będzie jeszcze gorzej, ponieważ w jednym i drugim zawodzie średnia wieku wynosi odpowiednio 54 i 48 lat. Poza tym młodzi lekarze coraz częściej wyjeżdżają do pracy za granicę, natomiast chętnych do pracy w zawodzie pielęgniarki jest ogólnie coraz mniej.
Źródło: Fundacja Republikańska