Udar mózgu dotyka w Polsce około 90 tys. osób. Tylko niektóre z nich trafiają do szpitala, a tylko niewielka część otrzymuje w odpowiednim czasie leczenie trombolityczne. Głównym tego powodem jest zbyt późne wzywanie pogotowia. Tymczasem pacjent jak najszybciej musi trafić do oddziału udarowego.
Udar mózgu jest pierwszą przyczyną niepełnosprawności i drugą przyczyną zgonów po chorobach serca. Według najnowszych danych, rocznie mamy około 90 tys. udarów niedokrwiennych w Polsce. Niepokojące objawy to nagłe zaburzenia mowy, osłabienie ręki, opadnięcie kącika ust oraz silny ból głowy.
– Każdy z nas jest potencjalnym pacjentem. Statystyki pokazują, że 1 na 6 osób dozna udaru w ciągu życia – mówi neurochirurg interwencyjny, dr Krzysztof Bartosz Kądziołka, który jest koordynatorem Centrum Leczenia Udarów w Szpitalu Zachodnim w Grodzisku Mazowieckim.
Niepokojące objawy udaru to nagłe zaburzenia mowy, osłabienie ręki, opadnięcie kącika ust oraz silny ból głowy. Niepokojące jest, że tylko część chorych z udarem niedokrwiennym trafi do szpitala, a tylko kolejna część z nich otrzyma w odpowiednim oknie czasowym leczenie trombolityczne. – Powinno je dostać 20-30 proc. pacjentów, podczas gdy realnie ten odsetek wynosi zaledwie 10-12 proc. Z tego tylko część będzie kwalifikować się do zabiegu trombektomii mechanicznej – wyjaśnia dr Kądziołka.
Udar niedokrwienny to najczęstsza postać udarów, jest on spowodowany zatkaniem przez skrzeplinę tętnicy mózgowej. Przypada na niego 85-90 proc. wszystkich udarów. Pozostałe przypadki to udary krwotoczne wywołane uszkodzeniem tętnicy i wylewem krwi do mózgu. W obu sytuacjach skutkiem jest zniszczenie fragmentu mózgu, które powoduje niepełnosprawność chorego lub jego zgon. Może temu zapobiec jedynie jak najszybsze włączenie odpowiedniego leczenia: podanie leków rozpuszczających krew lub mechaniczne udrożnienie tętniczy. Warunkiem jest jednak szybkie wezwanie pomocy.
– To wciąż poważny problem. Nieustannie powinno się uświadamiać, że takie symptomy jak nagłe zaburzenia mowy, osłabienie ręki, opadnięcie kącika ust, czy silny ból głowy, mogą być pierwszymi objawami udaru. Wtedy należy natychmiast dzwonić po pogotowie. Pacjent z udarem musi jak najszybciej trafić do oddziału udarowego. Szybkie wdrożenie leczenia jest w tej chorobie kluczowe. Każdy powinien pamiętać hasło: „time is brain” („czas to mózg”) – podkreśla dr Kądziołka.
Wiele osób zwleka jednak z wezwaniem pomocy, ponieważ nie odczuwa poważniejszych dolegliwości, takich, jakie występują w ostrym zawale serca. – Pacjent z udarem zazwyczaj nie wzywa karetki, tylko czeka na pomoc bliskich. Nie ma świadomości, że każda upływająca minuta ma dla niego duże znaczenie. W przypadku udaru powinna obowiązywać tak zwana złota godzina udarowa. W ciągu tej godziny pacjent powinien trafić do ośrodka, w którym zostanie zdiagnozowany i otrzyma leczenie – przekonuje specjalista.
Pierwsze 4,5-6 godzin od wystąpienia pierwszych objawów udaru, w tym „złota godzina”, mają decydujące znaczenie. Chodzi to, że leczenie trombolityczne, które może rozpuścić zatykającą tętnicę mózgu skrzeplinę, powinno być podjęte do 4,5 godziny. Z kolei trombektomię mechaniczną wykonuje się do 6 godzin, jedynie w wyjątkowych sytuacjach u niektórych pacjentów można próbować zastosować ją później, nawet po upływie kilkunastu godzin.
– Dzieje się tak, jeśli neuroobrazowanie, czyli badanie mózgowia, potwierdzi, że takie leczenie w danym przypadku może być skuteczne. Jednak 90 proc. pacjentów powinno być leczonych w oknie czasowym do 6 godzin, bo leczenie jest wtedy skuteczne i bezpieczne – tłumaczy dr Kądziołka. Na ogół w pierwszej kolejności dożylnie podawany jest lek trombolityczny, o ile nie ma przeciwwskazań. Jednak niektórzy chorzy mogą kwalifikować się od razu do trombektomii mechanicznej.
Trombektomia mechaniczna to nowa metoda ratowania chorych z udarem niedokrwiennym, porównywana do kardiologii interwencyjnej, która zrewolucjonizowała ratowanie chorych z ostrym zawałem serca. Od kilku lat jest ona wprowadza w naszym kraju w wybranych ośrodkach udarowych. Od grudnia 2018 r. Ministerstwo Zdrowia zainicjowało program pilotażowy trombektomii mechanicznej, do którego przystąpiło siedem wyspecjalizowanych ośrodków. W lipcu 2019 r. dołączono do niego kolejnych jedenaście placówek udarowych.
Obecnie są dwie ścieżki leczenia udaru niedokrwiennego. Jak wyjaśnia dr Kądziołka, jedna prowadzi pacjenta bezpośrednio do ośrodka referencyjnego, jednego z tych 18 w pilotażu. Druga ścieżka zaczyna się od transportu pacjenta do najbliższego ośrodka udarowego, skąd chorega trzeba przesłać karetką lub helikopterem do ośrodka referencyjnego, jeśli się kwalifikuje do trombektomii mechanicznej.
– Tu mamy do czynienia ze słabym punktem: stratą czasu, wynikającą z transportu do ośrodka i pomiędzy szpitalami. O ile transport do najbliższego ośrodka udarowego nie jest żadnym problemem, to już system transportowy między szpitalami – mimo pilotażu – boryka się z dużymi opóźnieniami, przez co finalnie dostęp do trombektomii jest ograniczony – zwraca uwagę specjalista.
W przyszłości trombektomia mechaniczna prawdopodobnie będzie wykonywana coraz częściej. – Trwają badania, czy pacjent w ogóle będzie wymagał leczenia trombolitycznego, czy też od razu – w przypadku zamknięcia dużych naczyń mózgowych – powinien być kwalifikowany bezpośredni do zabiegu trombektomii mechanicznej – informuje dr Kądziołka.
Nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle będzie można zrezygnować z leczenia dożylnego. – Wyniki tych badań poznamy za parę lat, natomiast z punktu widzenia organizacji opieki nad pacjentem z udarem najprawdopodobniej nie będzie to możliwe, żeby każdy pacjent trafiał bezpośrednio do ośrodka referencyjnego i od razu przechodził procedurę trombektomii mechanicznej – ocenia specjalista.
Sytuację poprawiłoby stworzenie tak gęstej sieci ośrodków referencyjnych, aby każdy pacjent mógł do takiego ośrodka trafić od razu. W Polsce nie jest to możliwe z powodu braku pieniędzy, których w szaleństwie obietnic wyborczych jest coraz mniej na służbę zdrowia, a także z powodu niedoborów kadrowych, gdyż polscy specjaliści opuszczają nasz kraj, wybierając pracę w zagranicznych placówkach medycznych.
Red. (źródło: PAP)