Blisko 100 łyżeczek cukru i 8 łyżeczek soli zjada przeciętne dziecko w spożywanych przez tydzień produktach. Oznacza to, że w ciągu miesiąca dostarcza do organizmu 400 łyżeczek cukru i 32 soli, które znajdują się w batonikach, cukierkach, kolorowych żelkach, chipsach lub przyprawianych orzeszkach.
Z badań wrocławskiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (pod kierunkiem prof. Aleksandry Łuszczyńskiej, w ramach projektu TEMPEST) wynika, że coraz więcej polskich dzieci nie je regularnych śniadań. Ponad 20 procent z nich zadeklarowało, że je poranny posiłek od jednego do trzech razy w tygodniu. Choć w ich dziennym jadłospisie znajdują się dwie porcje owoców to niestety nie starcza już w nim miejsca na warzywa – spożywają ich mniej niż ich rówieśnicy z innych krajów: z Portugalii, Holandii i Wielkiej Brytanii.
Stałym elementem diety małych Polaków są za to łakocie. Dzieci każdego dnia wypijają około dwóch szklanek słodzonych napojów i dwa razy dziennie sięgają po słodkie oraz słone przegryzki. Tymczasem w napojach słodzonych jest nawet 6 łyżeczek cukru (na 300 ml), a w owocowych deserach mlecznych lub jogurtach 4 lub więcej łyżeczek (w 130 g kubeczku). Niestety dzieci biorą przykład z dorosłych. Z danych GUS wynika, że tylko w 2011 r. jeden Polak zjadł 39 kg cukru w ciągu r, a liczby te wciąż rosną.
Eksperci ostrzegają, że najgorszy jest cukier „ukryty” w przekąskach, które są uznawane za zdrowe: jogurtach, deserach mlecznych i sokach. Dzieci żywią się źle w szkole i poza nią. Od 1 września szkoły mają zmienić sposób żywienia dzieci, bo takie wymogi stawia przed nimi nowe rozporządzenie Ministra Zdrowia.
– Jeśli do posiłków dodamy „sobotnie” cukierki „z witaminami”, małą paczuszkę chipsów, colę wypitą np. w kinie oraz niedzielne krówki, sernik i herbatniki zjedzone u babci to okaże się, że liczba soli i cukru, którą zjadły dzieci jest nadprogramowa i przekracza ich zapotrzebowanie. Sytuacja jest niebezpieczna zwłaszcza, że – przy jednoczesnym spożyciu dużej ilości soli, cukru i konserwantów – dzieci nie dostarczają potrzebnych im do właściwego rozwoju składników odżywczych. Sklepiki szkolne i stołówki dotychczas „pomagały” im w niezdrowym odżywianiu. Od września ma się to zmienić – mówi Aleksandra Koper, dietetyk z Fundacji BOŚ.
Źródło: dziennik.pl